Kategorier

Nawrócenie


  Tato, wziąłbyś mnie na poszukiwania?

?  Aaa....., eee........., ale....... co?

Nieoczekiwane pytanie wywołało w nim popłoch.

?  Synku, ja... bardzo zajęty jestem... tak?

?  Tato jutro sobota. Chociaż na kilka godzin. Kiedyś poświęcałeś na to każdą wolną chwilę ? w głosie słychać było nieśmiały wyrzut - A ja mam już prawie dziewięć lat. Proszę.



Nerwowo spojrzał w kierunku żony, szukając w niej pomocy. Iwona stała w otwartych drzwiach kuchni. Patrzyła na nich obu takim kochającym kobiecym spojrzeniem. Skinęła potakująco głową

?  No dobrze, ale ja tak dawno nie ... - opanował się ? Ale wstajemy wcześnie. Żadnego wylegiwania się do południa.

Promienny uśmiech na twarzy Piotrka wystarczył za całą odpowiedź.

?  Punkt siódma stoję gotowy pod drzwiami ? Wychodząc dodał teatralnym tonem - Świeże baterie znajdziesz na biurku ? na twarzy wykwitł mu uśmiech godny komika światowej sławy.

***

Nie do końca był szczęśliwy z obietnicy, którą złożył dziecku. Wybrał najbliższe domu stanowisko. Polną drogą dojechali samochodem pod sam las. Szli w milczeniu. Ranki wciąż jeszcze były chłodne, a on czekał na jakiś sygnał niezadowolenia, który mógł być pretekstem do odwrotu. Ale nie doczekał się. Stopniowo opuszczał go minorowy nastój. Podczas radzieckiej ofensywy na Wrocław młody wówczas zagajnik zamieniono na obrony szaniec. Do dziś wzdłuż leśnych ścieżek i skrzyżowań dróg, zostały wyraźnie widoczne ślady po okopach i ziemiankach. Zbliżali się do centrum lasku. Spodziewał się, że łatwiej dostępne miejsca były już dawno przetrzebione przez poszukiwaczy.

 

?  No młody ? startuj!

Chłopiec mozolnie, ale skrupulatnie mocował elementy wykrywacza. Cewka, ramię, gniazdo przewodu, słuchawki. Wokół zalegała cisza wypełniana jedynie ptasimi śpiewami.

?  Ustawiłeś dobrze? - spytał na wszelki wypadek

?  Taaa, pamiętam ? odparł tonem starego wyjadacza - Teren niepewny. Namierzam jak trzeba. Żadnego żelastwa.

Dziecko drobnym krokiem zaczęło systematycznie przeczesywać teren. Początkowa nieporadność szybko zniknęła. Płynnym ruchem ramienia ogarniał kolejne metry powierzchni. Działał jak dobrze naoliwiony mechanizm.

***

Patrzył z pewną obawą na jego skupioną twarz. Dlaczego tak bardzo prosił o ten wyjazd? Po tym co przeszedł. Może do końca nie pamiętał tego co działo się w domu ? A co jeśli...

Tak niedawno on sam dzielił cały swój czas na pracę zawodową i poszukiwania. Tropił każdą legendę, każdy ślad, zgłębiał archiwa, poszukiwał świadków. Początkowa przygoda zmieniała się w coś na wzór nałogu. Każda wolna chwila, każdy grosz poświęcał na nowe materiały, wyjazdy, archiwalne plany i dokumenty. Zaniedbał dom. Nie miał czasu dla rodziny, żadnych wspólnych weekendów, urlopu. Nawet kiedy urodził się Piotr nic się nie zmieniło. Miał nawet gotową teorię.

- Iwona, słuchaj to są sprawy autentyczne i pewne. Czy wiesz, że odkrycie może ustawić nas na całe życie! Przecież robię to dla nas.

Przyjaciele i znajomi powoli odsuwali się od niego. W każdym widział potencjalnego złodzieja tajemnic i chętnego do zagarnięcia jego skarbów. W końcu wszędzie wyjeżdżał sam. W środowisku zyskał miano dziwaka i czubka. Potem był wypadek. Te wzgórza penetrował juz kilkakrotnie. Dotarł do dokumentów mówiących o podziemnych wyrobiskach i prowadzonych tu podczas wojny pracach. Wiedział, że takie rzeczy nie znikają bez śladu. Coś musiało ocaleć. Wreszcie znalazł. Mijane wielokrotnie wcześniej zagłębienie terenu pokazało mu prawdziwe oblicze. Teraz chciał się z nim zmierzyć. Rozkopywał dno dziwnego dołu, kiedy nagle otworzyła się pod nim czeluść. Mógł; ba - powinien się przywiązać ? ale bał się, że to zwróci uwagę pętających się grzybiarzy. Kopał na żywca. Nad otworem wentylacyjnego (jak się okazało szybu) ktoś zbudował drewnianą platformę. Przez dziesiątki lat drewno zgniło. Kiedy zabrał się za kopanie i zdjął wierzchnią warstwę liści gałęzi i błota, pod jego ciężarem przegniłe belki runęły w dół. Pamiętał tylko paraliżujący strach. Nie wie czy krzyczał. Obudził go piekielny ból. Wisiał w ciemnościach. Próbował otworzyć powieki ale były czymś zlepione. Nad głową usłyszał krzyki. Chciał odpowiedzieć, ale coś dusiło mu strasznie piersi. Spróbował się ruszyć. Ktoś wyżej wrzasnął

?  Żyje!

Potem znowu stracił przytomność.

 

Kiedy ponownie otworzył oczy leżał na łóżku. Żona siedząca na krześle obok patrzyła prosto na jego twarz. Kiedy spróbował się uśmiechnąć rozpłakała się i wybiegła z sali. Teraz zauważył kroplówki, wyciągi, medyczne urządzenia, do których był podłączony. Do sali wszedł lekarz. Oparł się o ramę łóżka i uśmiechnął.

? No, cóż! Witamy na powrót wśród żywych.

Mijały dni i tygodnie. Wracał do zdrowia powoli. Któregoś razu po południu jeden z lekarzy usiadł przy jego łóżku. Chwilę milczał.

?  Panie Mateuszu! Żona mówiła, że eksploracja to pana pasja jeszcze od szkoły średniej. Niech mi pan powie, co takiego było w tym cholernym tunelu, że tak się pan spieszył do środka. Wyłazić samemu na taką wyprawę i kopać bez jakiegokolwiek zabezpieczenia ? przecież to głupota i nieodpowiedzialność. Człowiek z takim doświadczeniem. Wie pan co, ja sam troszkę w wolnych chwilach szperam w różnych miejscach i mam nawet całkiem ciekawą kolekcję... ale nie o tym chciałem. Wie pan co ? nawet bursztynowa komnata nie jest warta tego, żeby zostawiać pięcioletnie dziecko sierotą, a młodą kobietę wdową. To tylko tyle chciałem.

Wyszedł nie czekając na jego odpowiedź. Tylko jego słowa zostały w pomieszczeniu i przez kolejne dni i tygodnie nie chciały go opuścić. Wreszcie wrócił do domu. Przeszedł długą rekonwalescencję i miał dużo czasu na wszystko, również dla swojego dziecka. Powoli porządkował dokumenty i zapiski. Co raz kolejny karton lądował w piwnicy. Zimą wrócił do pracy. Z wolna dochodził do dawnej sprawności. Kiedyś, to chyba było pod koniec kwietnia, niespodziewanie zapytał żonę

?  Kochanie, może byśmy wyjechali gdzieś razem w najbliższy weekend. Czytałem, że całkiem niedaleko jest wspaniały park, właściwie stary ogród botaniczny i to wszystko teraz cudownie kwitnie.

Iwona patrzyła na niego jak na przybysza z innej planety

?  A ty tak bardzo lubisz kwiaty ? dokończył cichnąc, mocno stropiony wyrazem jej twarzy.

 

Mijały kolejne miesiące. Znowu byli rodziną. Nie poruszał tematu eksploracji. Sprzęt na pawlaczu powoli obrastał kurzem. Wieczorami, a czasem nie mogąc w nocy spać rozmyślał. Najbardziej żałował, że przegapił moment, w którym hobby zamieniło się w obsesję. Choć teraz wyraźnie widział różnicę, nie chciał wystawiać cierpliwości bliskich na kolejną próbę. Jedyna pamiątką były wciąż zbiory, które dotykał, czyścił i porządkował, ale tylko wtedy, gdy był w mieszkaniu sam.

***

Tato, coś jest! - okrzyk chłopca wyrwał go ze smutnych wspomnień. Podniósł się z pnia, na którym siedział i szybkim krokiem ruszył do syna. Delikatny dreszczyk emocji promieniował z dziecka tak mocno, że i jemu oddech wyraźnie przyspieszył.

?  Jakie wskazania?

?  Srebro i zaraz na prawo coś z miedzi, albo brązu. Raczej nieduże i płytko ? jakieś dziesięć, piętnaście centymetrów.

Dokładność odpowiedzi nie zostawiała miejsca na dalsze pytania. Zlustrował najbliższe otoczenie. Stali na brzegu czegoś co mogło być kiedyś stanowiskiem strzeleckie rozbitym uderzeniem pocisku.

?  OK. Ale zróbmy to ostrożnie.

Miękko i delikatnie wyciął saperką w leśnej darni prostokąt. Powoli podważył, podniósł i odwrócił.

- Sprawdzaj

Chłopiec czekał w gotowości i prawie natychmiast wykonał polecenie

?  Darń czysta. Masz je w wykopie, tuż pod palcami. Wskazuje tylko dwa cale.

Nie było sensu kopać głębiej. Przesunął palcami po piasku. Zaczął go rozgarniać powoli, płynnymi ruchami. Jednocześnie zauważyli owalny przedmiot wielkości monety. Delikatnie wydobył go z zagłębienia.

?  Jeszcze raz, namierz dokładnie.

Chłopiec posłusznie powtórzył operację.

- Sygnał tylko na srebro. Dokładnie pod cewką, na środku ? głos dziecka drżał z przejęcia. Jeszcze raz rozgarnął dno miniaturowego wykopu. Po chwili trzymał w ręku mały pogięty medalion. Głośno odetchnąwszy podnosił się z klęczek.

?  Nieźle jak na pierwszy raz ? pochwalił z uśmiechem.

 

Siedzieli obok siebie na pniu. Słońce osuszyło wilgotne grudki przylepione do guzika od wojskowego płaszcza i medalionu. Wykruszył ziemię palcami i wytarł starannie brzegiem flanelowej koszuli. Medalion rzeczywiście wyglądał na srebrny. Tylna ścianka była nienaruszona. Na małym zawiasie trzymały się pogięte resztki kiedyś oszklonej ramki. Podał Piotrkowi oba przedmioty na wyciągniętej dłoni i spod zmrużonych powiek obserwował jego zachowanie. Znowu wróciły pełne niepokoju i obaw myśli. Tymczasem chłopiec w skupieniu oglądał znalezisko. Żaden z nich nie przerywał milczenia.

 

?  Wiesz tato ? odezwał się cicho chłopiec bez podnoszenia oczu, wciąż wpatrzony w wyciągnięte na dłoni znalezisko ? tak sobie myślę... On tu chyba ...

?  Może tak, może nie - próbował złagodzić nasuwający się tragiczny wniosek ? Rzeczywiście mógł zginąć, albo tylko został ranny. Może jednak miał szczęście.

Synek odetchnął głęboko

- Do czego był mu potrzebny taki medalion?

?  No wiesz, ludzie nosili w nich zdjęcia ukochanych osób, może matki, żony albo dziewczyny. Czasem wkładali tam kosmyki ich włosów.

?  Nawet żołnierze? ? zdziwił się

?  Żadna wojna nie wygląda tak jak na filmach. To byli zwykli ludzie, którzy kochali, tęsknili i bali się. Nie wiem czy wtedy w tym lesie wśród żołnierzy walczących ze sobą był ktoś, kto znalazł się tu z własnej woli. I na pewno każdy z nich chciał żyć

?  Tatusiu ? jakieś dziwne drżenie w głosie chłopca uprzedziło go, że nie padnie teraz żadne prozaiczne pytanie ? Ja długo myślałem, że te twoje wyjazdy, poszukiwania to dlatego, że już nas nie kochasz. Albo, że myślisz tylko o znalezieniu skarbu i zdobyciu pieniędzy. A to jednak nieprawda. Nawet te drobne rzeczy tutaj dźwigają w sobie człowieka, który tu walczył. Znalazłem kawałek jego życia. Może ostanie jego chwile. To, to.. - zabrakło mu słów ? takie ogromnie ważne.

Nie wierzył własnym uszom. Przyciągnął syna do siebie. Ogarnął ramionami. Zamknął w uścisku i trzymał długo, długo - dopóki na twarzy nie wyschły mu dwie spływające łzy.

 

Jarosław Gambal

Praca zgłoszona do konkursu Wortalu Poszukiwaczy Skarbów